W Radiu Warszawa 106,2 FM wybrzmiała kolejna odsłona audycji „Barwy Muzyki”, którą prowadzi ks. Robert Hodyna. Po raz trzeci gościem programu była Maryla Rodowicz, a rozmowa znów popłynęła szeroko, ponieważ pojawiły się wspomnienia o wielkich artystach, o trasach koncertowych, o estradowych kulisach, a także o sportowych emocjach, które Maryla nosi w sobie od zawsze.
Stan Borys i „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”
Na początku audycji pojawił się wątek Stana Borysa, czyli Stanisława Guzka – wokalisty Blackoutu, a później artysty znanego z utworu „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”. Maryla Rodowicz wspomina nagrywanie tej piosenki, ale przede wszystkim opowiada o ciekawym sąsiedztwie, bo w tamtym czasie Agnieszka Osiecka mieszkała w Radości, a tuż obok, „za płotem”, mieszkał właśnie Stan Borys.
Maryla odwiedzała Osiecką, a jednocześnie widywała Stana, który rozmawiał przez płot i coraz mocniej myślał o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych. Osiecka próbowała go odwieść od tej decyzji, bo ostrzegała, że wyjazd może okazać się bez powrotu i skończyć się tęsknotą. Stan jednak się uparł, więc wyjechał.
Po latach Maryla spotkała go w USA podczas własnej trasy koncertowej. I wtedy przeżyła drobną, ale wymowną scenę: zawołała do niego serdecznie „cześć Stasiu”, a on od razu sprostował: „Jestem Stan”. Ten detal pokazuje, jak emigracja zmienia tożsamość, język i sposób bycia, a także jak szybko człowiek próbuje dopasować się do nowej rzeczywistości.
Trasy polonijne i ceny rozłąki
Wspomnienia Maryli Rodowicz mocno dotykają też tematu wyjazdów do USA na koncerty dla Polonii. Artystka mówi wprost, że początki lat 80. były trudne finansowo, bo w Polsce brakowało pracy, a koncerty nie układały się tak, jak dawniej. Dlatego Stany Zjednoczone ratowały ją zawodowo, ponieważ mogła podpisywać kontrakty w klubach polonijnych i pracować przez kilka tygodni.
Jednocześnie te wyjazdy miały swoją cenę. Maryla wspomina, że miała małe dziecko, więc codziennie dzwoniła do domu i wydawała ogromne pieniądze na telefony. Do tego dochodziły wyrzuty sumienia, dlatego przed powrotem kupowała zabawki, jakby chciała wynagrodzić nieobecność.
W tej opowieści pojawia się też scena z lotniska, gdy Maryla przywiozła nadbagaż wypełniony zabawkami, a celnik zażądał ogromnej opłaty. Artystka nie chciała płacić, bo kwota pochłaniała niemal cały zarobek z kontraktu, więc zaczęły się prośby i targowanie. To pokazuje, jak wyglądała codzienność tras polonijnych: praca dawała pieniądze, ale życie natychmiast je „pożerało”, bo dochodziły koszty emocji, tęsknoty i odpowiedzialności.
Helena Vondráčková: przyjaźń, Sopot i wschód słońca
Potem audycja przeniosła się do krajów socjalistycznych i do artystek, z którymi Maryla spotykała się na scenie. Wśród nich pojawiła się Helena Vondráčková. Maryla opowiada, że w pierwszej połowie lat 70. mieszkała w Pradze, ponieważ jej partnerem był czeski menadżer Franek, a on organizował jej trasy. W Czechosłowacji Maryla nagrywała także po czesku, więc zdobyła tam silną pozycję.
Z Heleną zbliżyła się szczególnie w Sopocie. Wspomina noc, podczas której siedziały na plaży aż do wschodu słońca. Maryla opisuje moment bardzo obrazowo: słońce „wychodziło z morza” jak złota kula, a na wodzie pojawiła się smuga światła. I nagle w tę smugę wszedł człowiek idący brzegiem. Dla nich to był metafizyczny obraz, coś, co zostaje w pamięci na zawsze.
A później przyszła scena niemal filmowa, bo do pokoju próbował wpakować się pijany muzyk, a Maryla z Heleną ciągnęły go za nogi przez mały hotelowy pokój i wyrzuciły na korytarz. Taki szczegół rozbraja, bo pokazuje, że festiwal to nie tylko scena i nagrody, ale też nieprzewidywalne kulisy, improwizacja i przyjaźnie, które rodzą się w środku nocy.
Ałła Pugaczowa i lekcja estradowego stylu
Kolejny wątek dotyczy Ałły Pugaczowej, którą Maryla spotkała na festiwalu w Sopocie w drugiej połowie lat 70. Maryla wspomina, że Pugaczowa patrzyła na jej styl i mówiła za kulisami, że skoro w Polsce „tak można”, to ona po powrocie do Moskwy też zacznie się tak ubierać. Ten fragment pokazuje, że Polska była wtedy dla Rosji namiastką Zachodu, a Maryla Rodowicz z jej odważnymi stylizacjami mogła działać jak inspiracja.
Jednak Maryla przytacza też sytuację, w której Pugaczowa poczuła się upokorzona. Organizatorzy zabrali artystów na bankiet bez uprzedzenia, a Maryla i Helena przyszły w czarnych, krótkich sukienkach, natomiast Ałła przyjechała prosto z próby w zwykłych ubraniach. Różnica wyglądała ostro, więc Pugaczowa się zdenerwowała, bo nie miała szansy się przebrać.
W tle pojawia się także postać ówczesnego prezesa telewizji, który urządził pokaz na żaglowcu, ponieważ klasnął w dłonie, a na dole podniosły się żagle. Maryla opisuje to jako spektakl władzy i efektu, który miał wszystkich olśnić.
Co ciekawe, po czasie Pugaczowa zaprosiła Marylę do siebie w Moskwie i przyznała wprost, że stylizuje się na nią. To spotkanie zapisało się również przez słynny czarny kawior, podany w ogromnej ilości, bo Maryla wspomina nawet późniejszą imprezę w Warszawie, gdy – dzięki rubloom z trasy – podała kawior gościom „w wiadrze”, a wszyscy jedli go łyżkami. Ten obrazek świetnie pokazuje, jak działała estradowa legenda tamtej epoki.
Najważniejsza nagroda: „Złota ręka” Barbary Hoff
W rozmowie wybrzmiewa też temat mody i kostiumów scenicznych. Maryla Rodowicz podkreśla, że kostium zawsze tworzył jej scenę, bo to on budował charakter występu. Dlatego bardzo ceni nagrodę, którą otrzymała od Barbary Hoff, czyli ikony polskiej mody i twórczyni Hofflandu. Maryla nazywa ją swoją najważniejszą nagrodą: to „złota ręka”, symbol docenienia za estradowe projekty.
Maryla Rodowicz mówi też o zmianach w muzyce po wprowadzeniu stanu wojennego. W latach 70. była bardzo blisko z Agnieszką Osiecką i zaśpiewała ponad 100 jej piosenek, jednak w latach 80. publiczność zaczęła słuchać rocka. Na scenie dominowały zespoły takie jak Perfect, Maanam, TSA, Dżem czy Lombard, więc Maryla poczuła, że musi mówić innym językiem.
I dlatego zaczęła sięgać po teksty innych autorów, m.in. Andrzeja Sikorowskiego oraz Janka Wołka. Jednocześnie życie rodzinne ją zmieniało, bo rodziła dzieci i dom wymuszał cichość, rytm opieki i codzienność, której Osiecka nie lubiła. Kontakty się rozluźniły, a repertuar przesunął się w stronę innej energii.
Mundial 1974 i „Futbol, futbol” – kulisy sceny w… piłce
Na koniec audycja wróciła do sportu, bo Maryla Rodowicz wciąż kocha rywalizację i emocje stadionu. Prowadzący przypomniał występ z 1974 roku, gdy Maryla pojawiła się na mundialu i zaśpiewała „Futbol, futbol”, wychodząc z wielkiej piłki.
Maryla zdradza kulisy: wcześniej zaprosili ją do Komitetu Centralnego i poinformowali, że ma zaśpiewać na otwarciu, bo każda reprezentacja będzie miała swoją „piłkę”, z której wyjdą artyści. Maryla nagrała utwór w studiu, a potem walczyła o kostium w swoim stylu, bo chciała długiej spódnicy i kwiatów.
Najmocniejszy jest jednak opis samego wejścia do piłki. Maryla mówi wprost, że w środku było duszno, ciasno i brakowało powietrza. Obok stali kabareciarze, którzy pili do rana, więc atmosfera była trudna, a ona marzyła tylko o tym, by piłka wreszcie się otworzyła. Z zewnątrz wyglądało to jak magia telewizji, ale od środka było to prawdziwe przetrwanie.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: Mariochom | Wikipedia






