W audycji „Barwy muzyki” na antenie Radia Warszawa 106,2 FM ks. Robert Hodyna ponownie gościł Krystynę Prońko – wokalistkę, kompozytorkę, producentkę i pedagog. W drugim spotkaniu rozmowa popłynęła szeroko: od festiwali jazzowych, przez trasy zagraniczne, aż po radio, nauczanie i niezależność artystyczną.
Jazz Jamboree: marzenie z końca lat 60. spełnione na scenie
Krystyna Prońko wspomina, że na Jazz Jamboree jeździła już pod koniec lat 60. – z bratem Piotrkiem i kolegami. To było wydarzenie, które robiło wrażenie nie tylko publicznością, ale przede wszystkim klasą muzyków.
Później, już zawodowo, pojawił się występ z Czesławem Niemenem (Prońko przyznaje, że nie chce pomylić daty, ale to był początek lat 70.). A gdy rozpoczęła studia, wracała na Jamboree także jako widz – kupowała bilety i chłonęła koncerty, bo mieszkała już w Warszawie.
Ważny moment przyszedł, kiedy na festiwal zaproszono Big Band uczelni z Katowic i wokalistów. Wśród nich była Krystyna Prońko, a także – jak pada w rozmowie – Stanisław Soyka. Z tego okresu została płyta z nagraniami big bandu, na której Prońko śpiewa dwa utwory.
Dla młodych muzyków najważniejsze było jedno: stanąć na tej samej scenie, na której grali artyści światowego formatu. To był zaszczyt, który trudno było wtedy sobie w ogóle wyobrazić.
Niewykorzystana szansa: amerykański festiwal big bandów i blokada Pagartu
Po Jamboree pojawiła się kolejna okazja. Akademicki big band dostał zaproszenie na wielki amerykański festiwal big bandów szkolnych. Prońko mówi o tym wprost i z humorem: mogła to być „światowa kariera”, ale nie pojechała, bo Pagart nie puścił jej z powodu podpisanych umów na inne koncerty.
To zdanie świetnie streszcza realia tamtych lat: nawet jeśli pojawiała się wielka szansa, harmonogramy i instytucje potrafiły zamknąć drzwi.
Pole Jazz i Zbigniew Jaremko
W audycji wraca też wątek Festiwalu Pole Jazz i występu z zespołem Zbigniewa Jaremki. Prońko przyznaje, że sam koncert słabo pamięta, ale dobrze pamięta, że wcześniej nagrywała z Jaremką m.in. „Poranne łzy” oraz inne utwory, w tym „Moje oczy w Twoim śnie”.
Najciekawsze jest jej wyznanie po latach: gdy dostała te nagrania i odsłuchała, była dosłownie „zatkana z wrażenia”, że zaśpiewała coś takiego. Nie mówi tego z kokieterią. Raczej jak ktoś, kto naprawdę lubi wracać do muzyki dopiero wtedy, gdy czas pozwala spojrzeć na nią świeżym uchem.
Big Band Gustava Broma: telewizja, Brno i trasa po NRD
W rozmowie pojawia się też ważny rozdział współpracy z Big Bandem Gustava Broma. Prońko podkreśla, że:
- nagrała z tą orkiestrą godzinny recital dla polskiej telewizji, który trafił do ramówki… pomiędzy meczami mistrzostw świata w piłce nożnej, co wywołało zaskoczenie u widzów czekających na sport,
- nagrywała w Radiu Brno (m.in. jazzową mszę i standardy),
- zagrała z big bandem dużą trasę koncertową w NRD.
Wspomina też atmosferę tych wyjazdów: dużo humoru i muzycznej klasy. I przekonanie, że była to orkiestra z prawdziwą renomą – co najmniej europejską.
Duety i płyta „Firma Ja i Ty”
Ks. Robert pyta o duety: z Haliną Frąckowiak, Majką Jeżowską, Januszem Panasewiczem, Zbigniewem Wodeckim, Mietkiem Szcześniakiem. Prońko odpowiada bez udawania: wszystko było rozciągnięte w czasie, część utworów pamięta świetnie, a część – jak duet z Mietkiem – prawie wcale.
Z tego materiału powstał jednak konkretny pomysł: skoro duety były nagrywane w Polskim Radiu, można je zebrać i wydać. Tak narodziła się płyta „Firma Ja i Ty” – winyl z najważniejszymi duetami. Prońko zaznacza przy tym, że:
- Panasewicz jest na płycie,
- Wodeckiego nie ma, bo artystka mówi wprost, że tej piosenki nie lubi,
- dziś to raczej wydawnictwo kolekcjonerskie.
Pada też gorzka, ale prawdziwa obserwacja o rynku: płyty i wydania wymagają kosztów, reklamy i cierpliwości, a zwrot z inwestycji bywa odległy. Dlatego firmy nie zawsze chcą w to wchodzić.
Kuba: kraby w ubraniu, okna bez szyb i muzyka do rana
Wątek tras zagranicznych prowadzi do jednej odpowiedzi, która wybija się najbardziej: Kuba. Prońko mówi, że właśnie tam było „najśmieszniej”.
Było gorąco, a to akurat lubi. Warunki były jednak surowe:
- w niektórych hotelach okna były bez szyb,
- klimatyzacja nie działała, bo brakowało części,
- w pokoju potrafiła znaleźć kraby w ubraniu,
- nie było desek klozetowych.
Jednocześnie widok z okna – ocean z dziewiątego piętra – zostaje w pamięci jako coś pięknego. I jeszcze kubańska muzykalność: zachwycająca, ale męcząca, bo po kolacji zaczynało się granie i „balanga” przy basenie, a spanie nad basenem stawało się katorgą.
USA i „Kolęda Nocka” na Off-Broadway
Pojawiają się też Stany Zjednoczone. Prońko wspomina wyjazd w czasie stanu wojennego – w styczniu, już po grudniowych wydarzeniach – z estradową wersją „Kolędy Nocki”. Zagrali nawet na Off-Broadway, ale artystka mówi uczciwie: amerykańska publiczność nie rozumiała kontekstu i sensu spektaklu. I trudno się dziwić – to była opowieść osadzona w polskiej historii.
Radio, telewizja i miłość do brzmienia
W drugiej części rozmowy pojawia się temat mediów: audycje radiowe w latach 90., praca w różnych miastach, także telewizyjny magazyn muzyczny „Fono” w Szczecinie.
Prońko mówi jasno: radio kocha. Czuła się w nim dobrze, układała programy i prowadziła je, a jej ówczesny partner Jacek Banach pisał scenariusze. Te scenariusze zachowała do dziś.
Wspomina też noce na żywo, interakcje ze słuchaczami i momenty, kiedy po drugiej w nocy rozmowy potrafiły wymknąć się spod kontroli. To był rodzaj adrenaliny, który zostaje w człowieku na długo.
W rozmowie mocno wybrzmiewa jej podejście do dźwięku:
- nadal kupuje płyty, bo brzmienia z plików i internetu są dla niej „spłaszczone”,
- w domu słucha nagrań bez „ulepszania” – tylko głośniej lub ciszej,
- ma kolekcję liczącą ponad 7000 płyt.
Nagrody? Największą jest pamięć ludzi
Kiedy pada pytanie o nagrody, Prońko nie idzie w listę statuetek. Mówi, że nie przywiązywała do tego wielkiej wagi. Najważniejsze są dla niej piosenki, które ludzie pamiętają. I jeszcze jedno: żyć z muzyki przez 55 lat. Bez dodatkowych biznesów, bez „sklepików”, tylko scena, studio, praca.
Pedagogika w Lublinie: studenci bez parcia na karierę
Prońko przez 10 lat prowadziła klasę śpiewu na tworzącym się kierunku muzyki rozrywkowej w Lublinie – na UMCS, Wydział Artystyczny. Dojeżdżała raz w tygodniu, czasem przekładała zajęcia z powodu koncertów, bo umowa to przewidywała.
Największe zaskoczenie? Motywacje studentów. Prawie nikt nie mówił, że chce zostać wokalistą zawodowym. Dla większości było to hobby, sposób rozwoju, narzędzie do pracy w innych obszarach. Prońko nie kryje, że nie ma z tego „medialnych” sukcesów pedagogicznych, ale ma inną satysfakcję: poczucie, że niektórym otworzyła „parę komórek w głowie”. I to jej wystarcza.
Własne wydawnictwo: wolność bez cenzury producenckiej
Na koniec rozmowa wraca do niezależności. Krystyna Prońko mówi o swoim wydawnictwie (od 1991 roku) i podkreśla:
- wydaje płyty po swojemu,
- nikt nie narzuca repertuaru,
- nie ma „cenzury producenckiej”,
- schody zaczynają się przy promocji i sprzedaży, ale płyty wciąż się sprzedają.
Bo zawsze będzie grupa ludzi, którzy szukają jakości brzmienia. Dźwięk – jak mówi Prońko – działa na człowieka nie tylko emocjonalnie, ale też fizycznie.
Odpoczynek: podróż za kierownicą i cisza zamiast muzyki
Na pytanie o wolny czas Prońko odpowiada nietypowo. Dla niej odpoczynkiem jest podróż autem. Lubi prowadzić, zabiera psa, jedzie daleko. I co ważne: nie słucha muzyki w samochodzie, bo ją rozprasza. Zasłucha się i może zgubić trasę – raz prawie zamiast na południe Francji pojechała w stronę Paryża.
Pada też ważna, dojrzała refleksja o młodych artystach. Prońko mówi, że nie chce brać odpowiedzialności za obietnice. Nie powie nikomu: „zrobisz karierę”, bo wie, jak działa rynek. Dla niej talent to może 30%, reszta to ciężka praca i determinacja.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: EKzoom | Wikipedia






