W Radiu Warszawa 106,2 FM wybrzmiała kolejna odsłona audycji „Barwy Muzyki”, którą prowadzi ks. Robert Hodyna. Gościem programu po raz drugi była Maryla Rodowicz – ikona polskiej sceny muzycznej, artystka o niepowtarzalnym stylu i ogromnej energii scenicznej. W rozmowie wróciła do początków kariery, do współpracy z Agnieszką Osiecką, Katarzyną Gertner i Sewerynem Krajewskim, a także do swoich pierwszych sukcesów za granicą.
Spotkanie trzech niezwykłych kobiet polskiej piosenki
Maryla Rodowicz podkreśla, że jej droga artystyczna splotła się z losami Agnieszki Osieckiej oraz Katarzyny Gertner, czyli dwóch wybitnych postaci polskiej muzyki i literatury. Wszystko zaczęło się od festiwalu studenckiego w Krakowie, gdzie jej talent dostrzegł Jan Borkowski z radiowej Trójki. To on zaprosił ją do Studia Piosenki, w którym pracowała Agnieszka Osiecka.
Właśnie tam narodziła się relacja, która szybko przerodziła się w twórczą współpracę. Osiecka, wyjeżdżając do Stanów Zjednoczonych, zostawiła Maryli otwartą furtkę do swoich tekstów. Pozwoliła jej „grzebać w szufladzie”, w której leżały niepublikowane utwory. Maryla Rodowicz wspomina, że w przerwach między zajęciami na AWF-ie jeździła tramwajem do Trójki i czytała teksty Osieckiej, szukając inspiracji.
Pierwszym utworem, który ją zachwycił, był tekst Osieckiej do muzyki Katarzyny Gertner – „Gonią wilki za owcami”.
Katarzyna Gertner i wspólna praca od podstaw
Gdy Katarzyna Gertner usłyszała o młodej wokalistce studiującej na AWF-ie, postanowiła ją poznać. Przyjechała do akademika Maryli, gdzie na parterze znajdowała się sala z pianinem. Tam przeprowadziła swoisty muzyczny „test”, grając trudne, bluesowe frazy. Ku jej zaskoczeniu Maryla Rodowicz bez problemu podążała za rytmem i melodią.
Tak zaczęła się wieloletnia, intensywna współpraca, oparta na wspólnym muzykowaniu. Artystki spotykały się w domu Katarzyny Gertner na warszawskim Kole, gdzie stał fortepian. Najpierw były długie rozmowy i śniadania, potem wspólne granie godzinami. Maryla brała gitarę, Kasia siadała do klawiszy, a piosenki rodziły się naturalnie, bez pośpiechu.
Maryla Rodowicz podkreśla, że nie polegało to na gotowych utworach przekazywanych do studia, lecz na prawdziwej pracy zespołowej. Właśnie tak – jej zdaniem – powstaje muzyka autorska z duszą.
Seweryn Krajewski i przyjaźń bez fochów
Kolejną ważną postacią w życiu Maryli Rodowicz okazał się Seweryn Krajewski, lider Czerwonych Gitar. Ich znajomość zaczęła się w Sopocie, gdy Maryla występowała jako młoda laureatka festiwalu studenckiego. Mieszkała wtedy skromnie, w przedwojennym budynku, a okazało się, że w sąsiedniej klatce schodowej mieszka Seweryn Krajewski – już wtedy wielka gwiazda.
Krajewski zaprosił ją do siebie i pozwolił godzinami słuchać swoich nagrań na magnetofonie szpulowym. Maryla siedziała na podłodze i chłonęła muzykę. Wkrótce zaśpiewała jego utwór „Gdybym Ciebie nie poznała”, a ich współpraca i przyjaźń trwały przez lata.
Artystka podkreśla, że Seweryn Krajewski, mimo ogromnej popularności, pozostał skromnym, życzliwym i koleżeńskim człowiekiem, który nigdy nie stroił fochów i zawsze chętnie pomagał.
Opole i Sopot – dwa festiwale, dwa światy
Maryla Rodowicz wielokrotnie występowała na festiwalach w Opolu i Sopocie, jednak – jak zaznacza – każdy z nich miał inny charakter. Sopot był festiwalem międzynarodowym i marzeniem artystów. Opole natomiast stanowiło miejsce prestiżowe, gdzie liczyła się obecność i nowy repertuar.
Artystka wystąpiła w Opolu aż 43 razy. Wspomina, że festiwal tworzył atmosferę jednej wielkiej artystycznej rodziny. Wieczorami wszyscy spotykali się w hotelu Opole, gdzie przy pianinie rodziły się improwizacje, żarty i wspólne śpiewanie do rana. Dziś – jak zauważa – ta formuła się zmieniła, jednak potrzeba integracji artystów nadal istnieje, tylko przeniosła się w inne miejsca.
Sopot 1969 i pierwszy zachodni sukces
Jednym z przełomowych momentów w karierze Maryli Rodowicz był festiwal w Sopocie w 1969 roku. Wystąpiła wtedy w krótkiej, srebrnej sukience uszytej przez mamę i babcię. Zaśpiewała „Mówiły mu” i przyciągnęła uwagę zagranicznych dziennikarzy.
Dzięki temu otrzymała zaproszenie do Londynu, gdzie nagrała singiel „Love Doesn’t Grow On Trees”. Choć miała problemy z angielską wymową, a jej wyjazdy komplikowały realia polityczne i paszportowe, piosenka trafiła na listę przebojów Radia Luxembourg i utrzymywała się tam przez wiele tygodni.
Jednak kariera na Zachodzie została brutalnie przerwana. Odmowa występu w Royal Albert Hall – pod naciskiem ówczesnego narzeczonego – skończyła się odebraniem paszportu przez Pagart. Tak zamknął się ważny rozdział, który mógł potoczyć się zupełnie inaczej.
Inspiracje, młoda publiczność i długie koncerty
Maryla Rodowicz podkreśla, że słucha wszystkiego, co nowe, niezależnie od gatunku. Interesuje ją hip-hop, współczesna produkcja i muzyczne trendy, bo ciekawość świata pozwala jej pozostać twórczo aktywną.
Na koncertach śpiewa długo, często ponad dwie godziny, ponieważ reaguje na publiczność. Gdy ludzie domagają się mniej znanych utworów, spełnia ich prośby. Jej repertuar jest ogromny, a młoda publiczność wnosi energię, która – jak sama przyznaje – napędza ją do dalszego działania.
Scena jako żywioł i nowe projekty
Dla Maryli Rodowicz scena pozostaje żywiołem. Oprócz muzyki ważną rolę odgrywają kostiumy, które sama projektuje. Przygotowując się do kolejnych tras, zamawia nowe stroje i instrumenty, a jednocześnie pracuje nad płytą „Niech żyje bal”, na której jej utwory interpretują młodzi artyści we współczesnych aranżacjach.
Artystka nie ingeruje w ich wybory, bo – jak podkreśla – młodość polega na świeżości i odwadze. A młodego ducha albo się ma, albo się go nie da wypracować.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia Serecki | Maryla Rodowicz






