Anna Murawska zaprosiła słuchaczy do rozmowy, która idzie pod prąd popularnym schematom. W studiu pojawiły się dwie siostry: Anna Krzyżowska i Maria Zajączkowska. Obie są żonami, obie są mamami i obie podjęły decyzję, że zostają z dziećmi w domu. Właśnie o tym mówiły bez lukru, ale też z dużą nadzieją.
Temat odcinka brzmiał prosto: mama w domu, czyli mama, która nie pracuje zawodowo poza domem, lecz buduje rodzinę od środka. Dla wielu to rozwiązanie wydaje się dziś nieosiągalne, a czasem nawet niezrozumiałe. Tymczasem rozmówczynie podkreśliły, że one nie przychodzą nikogo oceniać. One chcą opowiedzieć o swoim doświadczeniu i dodać odwagi tym, którzy zastanawiają się, czy taka droga w ogóle ma sens.
Staż małżeński i rodzina wielodzietna
Anna jest żoną od 17 lat. Wychowuje pięcioro dzieci, a także wspomina czworo dzieci, które są „w niebie”. Maria Zajączkowska jest żoną od 21 lat. Ma siedmioro dzieci i dwójkę w niebie. Już te liczby pokazują, że rozmowa dotyczy codzienności intensywnej, wymagającej i bardzo realnej.
Obie rozmówczynie mówiły jasno: decyzja nie wynikała z przypadku. W ich rodzinach był to model znany i oswojony, bo ich mama również przez wiele lat była w domu z dziećmi. Anna wspomina, że pracowała w dziennikarstwie do późnych godzin, więc po ciąży zwyczajnie nie widziała możliwości łączenia takiej pracy z macierzyństwem. Maria natomiast pracowała w banku przy projekcie statystycznym, lecz od początku z mężem zakładali, że po narodzinach dziecka wybiorą inną drogę.
Co ważne, żadna z nich nie powiedziała: „zrezygnowałam z życia”. One raczej mówiły: „zamieniłam jedno na coś jeszcze piękniejszego”.
„Kura domowa” i inne stereotypy. Jak się z tym mierzyć?
W rozmowie pojawił się trudny wątek: krzywdzące określenie „kura domowa”. Panie przyznały, że spotykały się z takimi komentarzami. Jednocześnie podkreśliły, że stereotyp działa wtedy, gdy kobieta sama w niego uwierzy.
Anna mówiła o „profesjonalnym podejściu” do roli mamy. I nie chodziło o udawanie, że wszystko jest idealne. Chodziło o postawę: „to jest moja praca i traktuję ją poważnie”. Z kolei Maria mocno zaznaczyła, że „kurą jest się w głowie”, a nie w miejscu pracy. Jeśli ktoś rozwijał się, czytał, poznawał świat i pielęgnował wrażliwość, to bycie w domu nie odbiera mu godności ani wartości.
Czy wykształcenie się „marnuje”?
To pytanie często wraca, więc rozmówczynie odpowiedziały wprost. Anna przyznała, że ktoś może pomyśleć, iż zostając w domu, kobieta rezygnuje z talentów i ambicji. Ona jednak widzi to odwrotnie. Uważa, że w domu rozwija się szerzej niż w jednej specjalizacji.
Opisała macierzyństwo jako „spektrum zawodów”: mama bywa lekarzem pierwszego kontaktu, logistykiem, kucharzem, terapeutą, korepetytorem, a czasem nawet ekspertem od parkowania w „dziwnych miejscach”. Maria żartobliwie dodała, że przy dziewięcioosobowej rodzinie to już „średnia firma” – i trudno się z tym nie zgodzić.
Czy mężowie to lubią? Tak, i to bardzo!
W audycji padło pytanie, które wiele osób stawia po cichu: czy mężczyźni naprawdę chcą mieć żony w domu? Odpowiedź była jednoznaczna. Tak.
Anna mówiła, że jej mąż bardzo ceni to, iż po powrocie ma dom, w którym ktoś na niego czeka. Maria z kolei podkreśliła, że mąż zachęca ją, by nie „szukała czegoś na siłę”, tylko dbała o wewnętrzny pokój i łagodność. Dzięki temu dzieci wracają do domu, w którym atmosfera nie jest przypadkiem, lecz owocem decyzji.
Jednocześnie rozmówczynie nie ukrywały kosztu: jedna pensja mniej. Ale od razu dopowiedziały, że w zamian pojawia się coś, czego nie da się kupić.
Co jest w zamian? Atmosfera, więź i „lotniskowiec”
Jedno zdanie mocno zapadło w pamięć prowadzącej i słuchaczy: „w kosmosie nie ma imprez, bo nie ma atmosfery”. Panie mówiły, że one próbują tworzyć atmosferę w domu. Nie przez idealne dekoracje ani ciągłe atrakcje, tylko przez obecność, relacje i zwykłe życie, w którym jest czas na rozmowę, wspólny stół i poczucie, że dom nie działa jak hotel.
Padła też piękna metafora: dom to lotniskowiec. Mama „wyprawia w świat i przyjmuje ze świata”. Ten moment powrotu ze szkoły okazał się kluczowy. Dziecko ma wiedzieć, że ktoś na niego czeka i że jest kochane, zanim jeszcze zacznie opowiadać o ocenach czy problemach.
Czy dzieci mam „w domu” są mniej samodzielne?
Prowadząca zapytała o popularny zarzut: że dzieci są mniej samodzielne, bo mama je wyręcza. Odpowiedź była konkretna: przy dużej liczbie dzieci mama nawet jeśli chce, nie jest w stanie zrobić wszystkiego za wszystkich. Dlatego samodzielność wchodzi naturalnie, bo życie tego wymaga.
Panie opowiadały też o obowiązkach domowych. Dzieci mają zadania, bo inaczej „nie byłoby co jeść i nie byłoby wstawionego prania”. Ale ważne jest coś jeszcze: obowiązki nie są karą. One budują poczucie przynależności. Maria podkreśliła myśl męża: powierzenie obowiązku to nobilitacja. Gdy tata mówi „liczę na ciebie”, dziecko rośnie.
Mama nie jest niewolnikiem domu
W rozmowie pojawił się ważny balans. Panie mówiły jasno: mama powinna mieć czas także dla siebie. Dzieci muszą widzieć, że mama nie istnieje wyłącznie po to, by sprzątać. Powinna czytać, wyjść na gimnastykę, spotkać się z ludźmi, zadbać o rozwój i spokój. To nie kłóci się z macierzyństwem. To je wzmacnia.
Maria przywołała dawne określenie „zawód: przy mężu” i powiedziała, że ono ją porusza. Nie w sensie zależności czy braku godności, lecz w sensie hierarchii wartości. Najpierw żona i mama, a dopiero potem reszta.
Rozmówczynie mówiły też o odporności na ocenę otoczenia. Gdy ktoś pyta „czym się zajmujesz?”, a odpowiedź brzmi „jestem w domu”, czasem zapada cisza. Jednak one podkreślają, że z wiekiem i z jasnymi priorytetami człowiek przestaje żyć pod cudze opinie. Wie, po co żyje i co uważa za najważniejsze.
Mama w domu – nie gatunek wymarły
Na koniec padło zachęcające przesłanie: mama w domu nie jest „dinozaurem”. Takich mam jest więcej, tylko czasem nie widać ich w debacie publicznej. Dlatego warto szukać wsparcia, budować relacje, tworzyć „wioskę więzi” i nie zostawać z decyzją samemu.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: fot. Evgeny Atamanenko | Shutterstock






