W świątecznym czasie łatwo poczuć przesyt. Nie tylko jedzeniem, spotkaniami i przygotowaniami, ale też… bodźcami. Migające dekoracje, pulsujące lampki za oknem, wszechobecny hałas, presja „pięknych świąt” i idealnych kadrów. Weronika Ostrowska pyta: czy mogę powiedzieć: jest zmęczona? I zamiast dodawać kolejną warstwę do świątecznej oprawy, chce zrobić coś innego: po prostu zobaczyć Betlejem. Zobaczyć grotę, Maryję, Józefa i małego Jezusa. Sprawdzić, co jest fundamentem Świętej Rodziny, przy której warto „pobyć”.
Gościem programu jest ks. dr Jarosław Szymczak, prezes Fundacji Pomoc Rodzinie, związany z Instytutem Świętej Rodziny. Rozmowa, choć dotyka wielkich tematów, prowadzi do jednej, bardzo praktycznej myśli: święta nie muszą być kolejnym projektem do wykonania.
Być zamiast robić. I nie wstydzić się zmęczenia
Ksiądz odpowiada prosto: wypada być zmęczonym. Zmęczenie może być znakiem, że daliśmy z siebie wszystko. Ale jednocześnie może stać się zaproszeniem, by nie dokładać sobie kolejnych zadań. Bo współczesność często ustawia nas w trybie: robić, żeby mieć. Mieć udane święta, mieć piękny stół, mieć idealne zdjęcie, mieć spokój, mieć „dobrą atmosferę”.
W rozmowie wraca myśl, którą ks. Szymczak wiąże z klasycznym łacińskim powiedzeniem: „działanie wynika z tego, kim się jest”. Najpierw jest „być”, dopiero potem „robić”. Jeśli człowiek ma w sobie wdzięczność i pogodę, to nawet w prostych warunkach będzie umiał świętować. A jeśli w środku jest spięcie, lęk i presja, to nawet najpiękniejsza oprawa nie pomoże.
Wigilia na „plastikowym stole”
W pewnym momencie pojawia się mocna historia z życia księdza: Wigilia spędzona w Meksyku, w motelu, przy plastikowym stole, z tym, co dało się kupić. Bez tradycyjnej oprawy, bez dwunastu dań, bez „idealnego planu”. I właśnie wtedy pojawia się zaskakująca myśl: może to było bardziej podobne do Betlejem, niż nasze perfekcyjne święta. Nie u siebie. W drodze. Z tym, co jest. Z ludźmi, których Bóg postawił obok.
Weronika dopowiada perspektywę „kuchenną”: w wielu domach jest jedna osoba (często kobieta), która nie ma prawa odejść od garnków. „Marta w kuchni” – i cud, który dzieje się obok, a ona nie ma kiedy przy nim usiąść.
Czy Święta Rodzina przychodzi do rodzin poranionych?
W audycji padają trudne, bardzo życiowe obrazy: strata dziecka, zdrada, rozpad małżeństwa, sytuacje niesakramentalne, cierpienie dzieci w rozbitych układach rodzinnych, samotność. Weronika mówi wprost: to są jej skojarzenia z ostatniego roku pracy z ludźmi.
I wtedy pada odpowiedź, która ustawia cały program: tak, właśnie do takich miejsc Święta Rodzina przychodzi. Bo oni sami doświadczyli lęku, ucieczki, emigracji, odpowiedzialności, niepewności i życia „poza planem”. Betlejem nie było bajką. Było drogą.
Ks. Szymczak podkreśla też coś ważnego: czasem smak chleba bardziej zna ten, kto go nie ma pod dostatkiem. Podobnie jest z miłością i relacją. Ci, którzy cierpią, często mają w sobie największy głód dobra – i największą gotowość, by spotkać Boga naprawdę.
„Być” – czyli co konkretnie?
W pewnym momencie rozmowa schodzi na praktykę. Weronika pyta o „złoty środek”, bo święta potrafią wywołać napięcie: chcemy przeżyć je idealnie, a wystarczy rozlany barszcz, jedno niepotrzebne pytanie, jedno zdanie dziecka i wszystko w środku wybucha.
Ksiądz tłumaczy „bycie” bardzo konkretnie:
- zamknąć oczy i pobyć ze sobą,
- poczuć ciało, oddech, krzesło, stopy w kapciach,
- nie uciekać myślami w przeszłość ani przyszłość,
- wejść w „teraz”, które najbardziej przypomina wieczność.
Myśli będą latać – to normalne. Tak jak serce bije, a płuca oddychają. Chodzi o to, żeby nie dać się wciągnąć w gonitwę. Być w sercu. Być w przestrzeni miłości. Dodać wdzięczność: „dziękuję, że jestem”.
Betlejem bez dekoracji. Cisza, która ogrzewa
Weronika wraca do obrazu groty: może tam było ciemno, zimno, prosto. Może Jezus płakał jak każde dziecko. Może Józef miał w sobie pytanie „co ja tu robię?”. A Maryja – milcząca. I właśnie to milczenie jest dla nich lekcją: oni nie nadawaliby się do radia, bo mówią mało. A jednak przy nich człowiek może usiąść, popatrzeć, chłonąć. Jak w muzeum przed obrazem. Bez oceniania. Bez komentowania.
Pada też piękna scena z życia Weroniki: po pasterce mama namówiła rodzinę, żeby zostać, gdy kościół już pustoszał. Ta chwila ciszy przy żłóbku okazała się czymś, co zostaje w pamięci na długo.
I pojawia się prosta propozycja: zostać po Mszy choć na chwilę przy żłóbku. Nie musisz nic mówić. Możesz tylko pobyć.
„Weźcie Jezusa na ręce” – czyli nie kończyć świąt w pośpiechu
Na koniec audycja zamienia się w zachętę: nie kończmy świąt jak świat, który robi wszystko „przed”, a potem ma już tylko zmęczenie. W Kościele okres Bożego Narodzenia trwa dłużej – i dobrze. To czas, by wracać do żłóbka.
Weronika mówi prosto: weźcie Go na ręce choć na 30 sekund. Nawet bez śpiewania, bez słów, bez robienia. Po prostu pobyć.
I to jest chyba najważniejszy wniosek z tej rozmowy: kiedy brakuje sił, kiedy w domu nie jest idealnie, kiedy w sercu są pęknięcia – Chrystus i tak przychodzi. Także do tych, którzy będą w święta płakać. Także do tych, którzy będą udawać, że nie płaczą.
Bo Betlejem nie jest dekoracją. Betlejem jest blisko.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: Grzegorz Kozłowski






