Jak media katolickie mogą pomagać w przeżywaniu Adwentu i uroczystości Narodzenia Pańskiego? W centrum spotkania pojawił się temat bardzo konkretny: świat przyspiesza święta, a Kościół uczy czekania. I to czekanie ma sens.
Święta zaczynają się… we wrześniu?
Weronika Ostrowska, Kacper Kowalczyk oraz Grzegorz Kozłowski zwrócili uwagę na zjawisko, które widzimy wszyscy. Ozdoby świąteczne, reklamy i „bożonarodzeniowa atmosfera” pojawiają się coraz wcześniej. Dla wielu osób to już początek października, a czasem nawet wcześniejszy. Efekt jest prosty: zanim przyjdzie Wigilia, człowiek ma wrażenie, że już „wszystko było” – muzyka, światełka, prezenty i wigilijne spotkania.
W tym przyspieszeniu gubi się to, co najważniejsze: rytm Kościoła i sens Adwentu.
„Nie magia, liturgia”
Weronika mocno sprzeciwia się określeniu „magia świąt”. Jej zdaniem to nie jest niewinne słowo. Ono zmienia sposób myślenia o Bożym Narodzeniu. Magia buduje atmosferę, ale nie prowadzi do spotkania z Chrystusem. Liturgia prowadzi.
Dlatego Weronika opisuje Adwent jako realną walkę o prawdziwe oczekiwanie. Bez choinki ubranej „na pełen błysk” już na początku grudnia. Bez prezentów stojących przez cały Adwent pod drzewkiem. Bez wchodzenia w nastrój świąt, zanim nadejdzie moment radości, czyli noc Narodzenia Pańskiego.
Kościół uczy czegoś prostego: radość ma swój czas. Tak jak podczas rorat idzie się przez ciemność do światła.
„Zmierz puls nadziei w sobie”
Kacper przywołuje myśl, która mocno wybrzmiewa w tej rozmowie: Adwent pozwala „zmierzyć puls nadziei” w człowieku. To moment, w którym warto sprawdzić, czy jeszcze czekamy na Boga naprawdę, czy tylko odtwarzamy tradycję.
W tym kontekście pojawia się też słowo „Marana tha” – modlitwa Kościoła: „Przyjdź, Panie Jezu”. To nie jest tylko pobożna formuła. To wołanie o Jego przyjście w konkret życia, w grzech, chaos, lęk i ciemność.
Ciemność, której nie trzeba zaklejać światełkami
Weronika mówi mocno o ciemności. O tej zewnętrznej, adwentowej, i o tej wewnętrznej – związanej z grzechem, kryzysem, napięciami w rodzinie, smutkiem czy brakiem nadziei. Jej zdaniem świat lubi zaklejać tę ciemność kolorowymi dekoracjami. Daje wrażenie, że wszystko jest dobrze. A Adwent nie po to przychodzi, żeby udawać.
Adwent po to jest, żeby zobaczyć, gdzie we mnie jest mrok i pozwolić Chrystusowi wejść właśnie tam. Nie do „wersji idealnej”, tylko do prawdy.
W rozmowie padło zdanie z homilii, które ustawia perspektywę: to nie człowiek przygotowuje Bogu idealne miejsce. To Bóg pierwszy wychodzi do człowieka. On wyprzedza. On przychodzi.
I dlatego tak często nasze adwentowe „projekty” się rozsypują. Postanowienia nie wychodzą. Charakter wygrywa. Relacje pękają. Człowiek widzi w sobie coś, czego nie chce widzieć. To może boleć. Ale to może też stać się punktem, w którym w końcu przestajemy udawać i mówimy: „Jezu, przyjdź”.
Dom też jest miejscem liturgii
Jednym z ważniejszych wątków rozmowy jest spojrzenie na liturgię szerzej niż tylko Msza w kościele. Liturgia nie kończy się na znaku krzyża na zakończenie Eucharystii. Ona ma owocować w domu.
Wieczerza wigilijna nie jest tylko tradycją. Ona jest częścią życia wiary. Słowa, które wypowiadamy przy stole, atmosfera, modlitwa, sposób dzielenia się opłatkiem – to wszystko ma wagę.
W audycji przywołano też myśl, że Wigilia nie może być „teatralna”. Nie chodzi o perfekcyjnego karpia i dwanaście potraw. Chodzi o prawdę. Jeśli dzielę się opłatkiem bez przeproszenia i bez przebaczenia, to po co ten opłatek?
„Święta, święta i po świętach” to nie jest logika Kościoła
Kacper przypomina coś, o czym wielu z nas zapomina: Kościół nie daje nam jednego wieczoru. Kościół daje czas.
- jest oktawa Bożego Narodzenia, czyli osiem dni świętowania,
- jest okres Narodzenia Pańskiego aż do Niedzieli Chrztu Pańskiego,
- a polska tradycja ma jeszcze piękne przedłużenie kolędowania do 2 lutego.
Tymczasem świat robi odwrotnie. Przyspiesza święta, a potem je błyskawicznie kończy. Zaraz po 26 grudnia temat znika, bo wchodzi Sylwester, a później nowy sezon reklam.
Wigilie przed Wigilią i zmęczenie
W rozmowie pojawia się mocny wątek o „wielu wigiliach”. Spotkania opłatkowe są piękne. Ale kiedy człowiek ma za sobą pięć „wigilii” przed 24 grudnia, traci świeżość oczekiwania. Wigilia robi się kolejnym wydarzeniem, a nie nocą, na którą się czeka.
Pojawia się propozycja prosta: zostawmy Wigilię Wigilii. A spotkania opłatkowe przenośmy na czas po Bożym Narodzeniu, na styczeń, kiedy Kościół dalej świętuje.
To ma sens także psychologicznie i duchowo. Gdy coś jest wyczekane, smakuje inaczej. I ten smak ma przypomnieć o głębszym głodzie – głodzie Boga.
Święta, to Bóg rodzący się w nas.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: fot. immediate






