Marcin Bąk zaprosił do „Kalejdoskopu historycznego” Piotra Sutowicza, dyrektora Civitas Christiana. Rozmowa szybko zeszła z historii idei na temat, który wciąż budzi emocje: Dolny Śląsk i polskość Wrocławia. W przestrzeni publicznej nadal pojawiają się głosy, że ten region „zawsze był niemiecki”. Gość audycji pokazuje jednak fakty, które burzą prostą narrację i przypominają o głębokich korzeniach polskiego języka oraz kultury na ziemiach dzisiejszego Dolnego Śląska.
Polonia we Wrocławiu sprzed 100 lat
Rozmówcy wracają do sytuacji sprzed około stu lat, czyli do okresu, gdy istniała już II Rzeczpospolita, a Wrocław pozostawał niemieckim Breslau. Polonia we Wrocławiu nie była wtedy liczna. Szacunki mówią o grupie od około tysiąca do pięciu tysięcy osób. To jednak nie oznacza, że polskie życie w mieście nie istniało. Działał tu Związek Polaków w Niemczech, a polska społeczność potrafiła się organizować i trwać, mimo warunków politycznych.
Wrocław i pierwszy druk po polsku. 1475 rok
W audycji pada fakt, który powinien wybrzmiewać w opowieści o Wrocławiu znacznie częściej. W 1475 roku właśnie tutaj ukazał się pierwszy druk w języku polskim. Były to podstawowe modlitwy: „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo” oraz „Skład apostolski”. Nie wydrukowano ich z ciekawości, tylko z potrzeby. Kościół musiał mieć teksty w języku, którym modlili się ludzie.
Piotr Sutowicz przypomina też postać Kaspra Elyana, drukarza z Głogowa. Podkreśla, że drukarz określał się jako Polak. To ważny szczegół, bo pokazuje, że polskość na Dolnym Śląsku nie jest powojennym dodatkiem. Ona ma dłuższą historię niż epoka pruska, do której często sprowadza się dzieje regionu.
Śląsk pod Czechami i Habsburgami
Rozmówcy porządkują tło polityczne. W XIV i XV wieku Śląsk stał się częścią Korony Królestwa Czech. To jednak nie oznaczało, że mieszkańcy Wrocławia czy Głogowa automatycznie zmienili język i tożsamość. W mieście toczyło się życie podobne do tego, które znano w czasach piastowskich. Trwała też kultura języka polskiego, obecna w codzienności i w praktyce religijnej.
Po 1526 roku Śląsk znalazł się pod panowaniem Habsburgów, ale nadal w ramach Korony Czeskiej. Gość audycji zwraca uwagę, że te układy były skomplikowane. Nie da się ich streścić jednym zdaniem o „Austrii” czy „Czechach”. Granice polityczne nie muszą oznaczać natychmiastowej wymiany ludności i zaniku języka.
Pierwsze zdanie po polsku i Dolny Śląsk
W rozmowie wraca także temat Księgi Henrykowskiej i słynnego zdania uznawanego za najstarszy zapis po polsku: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”. W tradycji szkolnej to zdanie często funkcjonuje jako ciekawostka, ale rzadko łączy się je z Dolnym Śląskiem. Tymczasem właśnie ten region pojawia się w tle opowieści o początkach polszczyzny.
Prusy na Śląsku to tylko około 200 lat
Największa zmiana zaczęła się w XVIII wieku. W wyniku wojen śląskich Śląsk przeszedł pod panowanie Prus w latach 1740–1750. Piotr Sutowicz nazywa prusko-niemiecki okres „epizodem”, bo trwał do 1945 roku, czyli mniej więcej dwieście lat. W skali całych dziejów regionu to ważny czas, ale nie jedyny i nie najdłuższy.
Rozmówcy wskazują też, że ten okres nie był jednolity. Inaczej wyglądał Śląsk w państwie pruskim, inaczej w II Rzeszy po 1870 roku. Zmieniały się narzędzia polityki i nacisków, ale kierunek był podobny: osłabianie polskiej obecności językowej i kulturowej.
Most Cesarski i spór o symbole
Ważnym wątkiem audycji jest współczesna dyskusja we Wrocławiu. Chodzi o most zbudowany w 1910 roku, znany jako Most Cesarski. Pojawiają się pomysły przywracania elementów dekoracyjnych i napisów związanych z Wilhelmem II oraz dynastią Hohenzollernów. Rozmówcy patrzą na to krytycznie.
Ich argument jest prosty. Wrocław ma własne, polskie historie, które mogą budować tożsamość miasta. Jeśli więc wybiera się symbole, to warto wybierać takie, które łączą mieszkańców z lokalnym dziedzictwem polskim, a nie z epizodem imperialnym, który kojarzy się z germanizacją i polityką siły.
Polskość i protestantyzm
Rozmowa pokazuje też złożoność religijną Dolnego Śląska. Gość audycji mówi, że polskość autochtoniczna długo utrzymywała się właśnie w środowiskach protestanckich. Protestantyzm sprzyjał językom narodowym, bo kładł nacisk na Biblię i nabożeństwa w języku ludu. To wspierało trwanie polszczyzny w praktyce religijnej.
Sutowicz przywołuje przykład protestanckiej drukarni w Brzegu, która przez długi czas drukowała po polsku: Biblię, modlitewniki, śpiewniki. Wspomina też, że w katolickim świecie istniał mocny wyjątek. Klasztor cysterek w Trzebnicy miał zachowywać polskojęzyczny charakter aż do początku XIX wieku, mimo nacisków władz.
1827 rok: pięć tysięcy ludzi broniło polskich nabożeństw
Jedna z najmocniejszych historii dotyczy roku 1827. W okolicach Wrocławia miało dojść do masowego wystąpienia przeciw germanizacji nabożeństw. Według relacji przywołanej w audycji około pięciu tysięcy chłopów, pod wodzą Jana Treski z Mokrego Dworu, stanęło w obronie polskiego języka w zborach protestanckich.
To wydarzenie jest niemal nieznane. A przecież pokazuje konkret: ludzie walczyli o język nie na papierze, tylko w realnym życiu, w swojej wspólnocie i w swojej wierze.
Ostatnie nabożeństwa po polsku blisko Wrocławia. Rok 1881
Gość audycji przytacza też datę, która robi wrażenie. Ostatnie nabożeństwo polskojęzyczne w pobliżu Wrocławia miało odbyć się w 1881 roku w Laskowicach, dziś Jelczu-Laskowicach. To znaczy, że polszczyzna funkcjonowała tu niemal do końca XIX wieku, i to tuż obok miasta.
Wspomniane zostają również „Nowiny Śląskie”, polskojęzyczne pismo wychodzące we Wrocławiu. To kolejny dowód, że polskie życie społeczne nie znikało, tylko zmieniało formy.
Wrocław przyciągał Polaków
Rozmowa odróżnia polskość autochtoniczną od tej, która napływała później. Po rozbiorach zniknęły dawne granice między Wielkopolską a Dolnym Śląskiem w ramach państwa pruskiego. Wrocław stał się ważnym ośrodkiem akademickim i miejscem pracy. Przyjeżdżali tu Polacy na studia, osiedlali się, tworzyli środowiska.
Swoją obecność zaznaczał też Górny Śląsk. Po rozwoju kolei wielu kolejarzy pochodziło z tamtych stron. W efekcie język polski był obecny we Wrocławiu przez cały XIX wiek, nawet jeśli zmniejszała się liczba mieszkańców mówiących dawną gwarą.
Co dziś robić z tą historią. Wybierać własne punkty odniesienia
Puenta audycji jest jasna. Rozmówcy nie mówią o wymazywaniu historii niemieckiej. Mówią o tym, by przestać budować tożsamość Wrocławia na symbolach pruskich czy cesarskich, skoro miasto ma własne, polskie ślady, często starsze i bardziej znaczące.
Piotr Sutowicz wskazuje, że Wrocław może opowiadać o sobie przez pierwszy polski druk, przez Księgę Henrykowską, przez zapomniane wystąpienie Jana Treski, przez polskie druki i polskie nabożeństwa, przez Polonię i Związek Polaków w Niemczech. Wspomina też nazwiska ważne dla historii Polski, które pojawiają się w wrocławskich wątkach, jak Józef Wybicki czy Wojciech Korfanty.
To opowieść o ciągłości, a nie o pustce. I o tym, że dzisiejsi mieszkańcy Dolnego Śląska mogą czuć się spadkobiercami tych, którzy trwali przy polskim języku i kulturze przez wieki.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: ppstatic






