W Radiu Warszawa Wigilia ma smak rodzinnego ciepła i brzmienie żywego kolędowania. W świątecznym studiu gościli Łukasz i Paweł Golcowie z zespołu Golec uOrkiestra, a rozmowa szybko zamieniła się w barwną opowieść o tradycjach z Beskidu Żywieckiego, o wierze przekazywanej w domu i o kolędach, które nie są tłem – tylko sercem Świąt.
Dom, który pachnie jodłą i… pracą wszystkich rąk
Gdy bracia Golcowie wracają myślami do rodzinnej Wigilii, najpierw pojawia się obraz kuchni: gwar, krzątanie i obowiązki rozdzielone między domowników. Każdy ma swoją „działkę”. Jedni szykują śledzie, karpia i sałatki, inni pieką i smażą. A w tle rośnie choinka – zawsze prawdziwa, wysoka i „z roku na rok jeszcze piękniejsza”. Najważniejsze jednak dzieje się przy stole, gdy rodzina czeka na pierwszą gwiazdkę.
Wigilia zaczyna się modlitwą. Potem przychodzi czas na życzenia i opłatek posmarowany miodem – zwyczaj, który niesie w sobie prostą, ale mocną symbolikę.
Opłatek z miodem – słodycz, na którą się czekało
Golcowie tłumaczą ten gest bardzo konkretnie. Kiedyś słodycze nie były oczywistością. Miód oznaczał dobrobyt i radość. Taki opłatek stawał się małym znakiem, że po czasie adwentowego wyrzeczenia przychodzi wreszcie smak świętowania. Dziś, gdy półki uginają się od wszystkiego, ten zwyczaj wciąż przypomina o wdzięczności i o tym, że Święta nie zaczynają się w sklepie, tylko w sercu.
W ich domu były też dwa rodzaje opłatków: biały dla ludzi i kolorowy dla zwierząt. Dzieci szły do obory czy do „szopki”, nasłuchiwały i czekały, czy zwierzęta przemówią ludzkim głosem. Było w tym mnóstwo emocji – i rodzinnego uśmiechu, bo dorośli potrafili tę historię „podkręcić”.
Puste miejsce przy stole i goście, którzy naprawdę przychodzili
W rozmowie wraca też sens pustego nakrycia. To znak pamięci o tych, których już nie ma, ale również gotowości na przyjęcie kogoś niespodziewanego. I to nie jest tylko symbol. Golcowie wspominają realne sytuacje, gdy do stołu dosiadał się ktoś z rodziny, znajomy, a nawet goście, którzy przyjechali z daleka. Miejsce było. Jedzenie było. Drzwi były otwarte.
„Pororatak” i góralskie winszowanie – dobra nowina od rana
W Beskidzie Żywieckim Wigilia zaczynała się wcześnie. Bracia opowiadają o tradycji, gdy młodzi chłopcy chodzili od rana po sąsiadach i rodzinie, kolędując i składając góralskie życzenia. Takie odwiedziny miały przynieść szczęście na cały rok. Chodzili parami, więc – jak żartują – nieśli „podwójne szczęście”. To tradycja, która w ich stronach trwa do dziś.
Jest też kolejny obrzęd: „sypanie owsem” w drugi dzień Świąt. Owies był poświęcony, a podczas składania życzeń sypało się go w domu – dla pomyślności. W opowieści Golców nie brakuje humoru: najchętniej odwiedzało się tam, gdzie były piękne dziewczyny, żeby „dobrze im życzyć” i żeby rychło trafił się dobry kawaler.
Wieczór, w którym zostaje się przy stole – i robi bilans
Wigilijny stół to centrum. Golcowie mówią wprost: siada się i już się nie odchodzi. Dania stoją obok, tak żeby nikt nie musiał wstawać. Jest czas na rozmowę, na podsumowanie roku, na plany i marzenia. Ale jest też przestrzeń na najtrudniejsze: na przeprosiny, przebaczenie, nazwanie rzeczy po imieniu. Bo Wigilia bywa wzruszająca, a czasem wymagająca. I właśnie dlatego ma sens.
Bracia podkreślają, że Boże Narodzenie to nie tylko prezenty, ale narodzenie Jezusa w sercu: miłość, pojednanie, porozumienie, wybaczenie. To ma być „prezent”, który zostaje na dłużej.
Pasterze, „maluczcy” i wiara wyniesiona z domu
W drugiej części rozmowy wraca Ewangelia o narodzeniu Chrystusa i obraz pasterzy. Dla ludzi z gór ta metafora jest bliska: juhasi i bacowie znają surowe warunki i prostotę życia. Golcowie mówią, że Jezus przychodzi do ubogich, do bezbronnych, do „maluczkich”. I to jest perspektywa, która uderza.
Ich wiara rodziła się w domu: przy rodzicach, dziadkach, w parafii, w ministranturze. Wspominają też ludzi spotkanych po drodze, którzy umacniali ich w myśleniu o Bogu i odpowiedzialności. Pada ważna myśl: wdzięczność. Podróże i zobaczenie biedy na świecie potrafią „ustawić do pionu”. Człowiek zaczyna bardziej doceniać to, co ma.
Kolędy to nie tło. Kolędy to droga do nieba 🎶
W tej rozmowie kolędy mają rangę czegoś znacznie większego niż tradycja. Golcowie mówią, że przez śpiewanie kolęd zbliżamy się do Boga. Że liczy się autentyczność i serce. I że warto śpiewać od pierwszej do ostatniej zwrotki, bo dopiero wtedy widać historię i sens pieśni.
Opowiadają też o kolędowaniu od dziecka, o wędrowaniu po sąsiadach, o różnych melodiach tej samej kolędy w różnych regionach. Wspominają instrumenty pasterskie, które zabierają na koncerty: trombity, rogi, fujarki, piszczałki, dzwonki, gajdy. I przypominają słowa, które często wracają w tradycji: „kto śpiewa, ten podwójnie się modli”.
„Daj kolędę” – świąteczna akcja Radia Warszawa
W audycji pojawia się też konkretna zachęta. Radio Warszawa zaprasza do akcji „Daj kolędę”, która startuje 25 grudnia. Pomysł jest prosty: nagrajcie kolędę – rodzinnie, wspólnotowo, jak potraficie – i podzielcie się nią w mediach społecznościowych Radia Warszawa, żeby radość z narodzenia Chrystusa niosła się dalej.
A jeśli ktoś się wstydzi? Bracia Golc mają przepis: puścić kolędy głośno, śpiewać razem, nie oceniać, nie perfekcja jest celem. Ważne, żeby było prawdziwie.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego: Golec uOrkiestra | wikipedia






