W audycji „Co Kościół na to?” na antenie Radia Warszawa Weronika Ostrowska rozmawiała z Marcinem Kwaśnym – aktorem, który w filmie „Triumf Serca” wcielił się w postać św. Maksymiliana Marii Kolbego. To spotkanie nie było tylko rozmową o kinie. To było świadectwo wiary, nawrócenia i życia, które zmieniło się dzięki relacji z Bogiem.
Punktem wyjścia stały się słowa Ewangelii o prześladowaniach i odrzuceniu. Rozmowa szybko pokazała, że dla gościa studia nie są to jedynie cytaty, ale realne doświadczenie – także w świecie kultury.
„Możemy mówić do Boga: Tatusiu”
Marcin Kwaśny mówi wprost: jego wiara nie jest dodatkiem ani elementem wizerunku. To fundament, który układa całe życie. Podkreśla, że od nawrócenia, które przeżył dwanaście lat temu, relacja z Bogiem stała się dla niego najważniejsza. Dzięki niej – jak przyznaje – mógł w ogóle zmierzyć się z rolą św. Maksymiliana.
Aktor zaznacza też, że dziś nie definiuje go tylko zawód. Jest mężem i ojcem trójki dzieci. I właśnie tę rolę nazywa „najlepszą, jaką dostał od Pana Boga”.
Cena za wiarę w środowisku aktorskim
W rozmowie pojawia się wątek kosztów, jakie ponosi osoba, która otwarcie mówi o Jezusie. Marcin opowiada o słowach agentki, że bywa rzadziej zapraszany na castingi, bo jest kojarzony ze świadectwami i publicznym przyznawaniem się do wiary.
On jednak nie chce się wycofać. Mówi jasno: nie usuwa świadectw z internetu i nie zamierza „wyciszać” wiary, żeby lepiej funkcjonować zawodowo. Podkreśla, że jeśli człowiek przyznaje się do Jezusa, to nie powinien się wstydzić.
Przywołuje też sytuacje, w których wiara bywa natychmiast interpretowana politycznie. Jak mówi, zdarzyło mu się usłyszeć pytanie, czy wierzy naprawdę, czy „nawrócił się pod jakąś partię”. Dla niego takie myślenie jest krzywdzące i absurdalne.
Nawrócenie nie oznacza życia bez prób
Ważnym fragmentem rozmowy było pokazanie, że nawrócenie nie oznacza „łatwej drogi”. Marcin opowiada o bardzo trudnym czasie: rozpadzie wcześniejszego związku, długim bólu i drodze przez kościelne procedury. Wspomina też, że spotykał się z ocenianiem i komentarzami, choć jednocześnie zaznacza, że żył sakramentami i dbał o stan łaski uświęcającej.
Mówi, że cierpienie stało się dla niego szkołą pokory. Podkreśla, że poznawanie własnych słabości pomaga przestać osądzać innych. W tej perspektywie mocno wybrzmiewa myśl: „Bóg ćwiczy tych, których kocha”.
„Jestem narzędziem w Bożych rękach”
Aktor wielokrotnie powtarza, że wszystko, co robi, chce oddawać Bogu. Mówi o wdzięczności za to, że Jezus wyprowadził go ze zniewoleń i nałogów. Używa mocnego obrazu: „przywrócił mnie do ustawień fabrycznych”.
Nie chodzi mu o religijną pozę. On mówi o codzienności: spowiedź, Eucharystia, modlitwa, karmienie się Słowem. Wspomina także, że na planie filmowym modli się przed jedzeniem i nie widzi powodu, by się tego wstydzić.
Św. Maksymilian Kolbe i film „Triumf Serca”
Rozmowa prowadzi do wątku filmu, który w Polsce znany jest jako „Triumf Serca”. Marcin Kwaśny opowiada o swoim spotkaniu ze św. Maksymilianem, które zaczęło się wcześniej – w Harmężach, dzięki franciszkanom i wystawie Mariana Kołodzieja. Wspomina spektakl „Mój syn, Maksymilian” oraz niezwykłe zbiegi okoliczności, które odebrał jako znaki.
Kiedy mówi o filmie, podkreśla, że rola była mu potrzebna w konkretnym momencie życia. Pomogła mu przekroczyć własne granice i zobaczyć w sobie rzeczy, których się nie spodziewał. W jego wypowiedzi rola Kolbego nie jest tylko wyzwaniem aktorskim. Staje się także drogą duchową i szkołą zaufania.
Trudny plan, post i sceny „na granicy”
Aktor opowiada o surowych warunkach na planie: wilgotnej celi, zimnie, brudzie, głodzie, ogromnej liczbie dubli. Mówi wprost o postach, które towarzyszyły pracy i o tym, jak bardzo wpływało to na ciało i psychikę.
Wspomina też sceny, które wymagały odwagi: wąż owinięty wokół ciała, szczury, umierający więźniowie, emocjonalne napięcie przez cały czas zdjęć. Według aktora nie dało się tego grać „na pół gwizdka”. Film wymagał pełnego wejścia w doświadczenie.
Pokora jako próba codzienna
Jednym z najmocniejszych momentów audycji jest fragment o pokorze. Marcin opowiada sytuację z planu innego filmu, gdzie znany aktor próbował mu narzucić sposób zagrania sceny. Marcin – mimo że uważał to za błędne – przyjął to z pokorą. Potem, gdy dostał szansę zagrać po swojemu, wydarzyło się coś niezwykłego: iskra z ogniska wpadła w jego oko i „zgasła na łzie”. Scena została nagrana i weszła do filmu.
Aktor odczytuje to jako znak, że pokora nie zostaje bez odpowiedzi.
Wiara, która przenika sztukę
Rozmowa kończy się zapowiedziami kolejnych projektów: nagraniem obszernej książki o życiu Jezusa oraz filmu, który – jak mówi – ma mocny chrześcijański przekaz i może stać się narzędziem ewangelizacji.
Marcin Kwaśny nie ukrywa, że nie chce „zdobywać środowiska”, ale chce ewangelizować tym, co robi. I robi to w sposób prosty: przez odwagę, konsekwencję i codzienną relację z Bogiem.
Tekst: Grzegorz Kozłowski
Źródło zdjęcia głównego:






