Dziś mija 37 lat od pogrzebu Grzegorza Przemyka. Zginął trzy dni przed 19. urodzinami, po skatowaniu przez trzech milicjantów w komisariacie przy ulicy Jezuickiej Warszawie.
Ksiądz Jan Sikorski, który prowadził kondukt pogrzebowy wspomina, że śmierć Grzegorza Przemyka była jednym z najbardziej tragicznych wydarzeń stanu wojennego.
– Byłem wstrząśnięty ogromną rzeszą ludzi, przede wszystkim ludzi młodych, kolegów ze szkoły i nie tylko – mówił.
Ksiądz Sikorski wspomina, że na prośbę księdza Jerzego Popiełuszki wszyscy szli w milczeniu z kościoła świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu na Powązki.
– Był to marsz głęboko nasączony milczeniem, bólem, jakimś też protestem – dodał.
Ksiądz Sikorski mówił, że Grzegorz Przemyk, podobnie jak jego matka, był utalentowanym poetą. Był zadziwiony, że tak młody człowiek jest autorem głębokiej i dojrzałej poezji. Kapłan zwraca uwagę na postawę matki Grzegorza – Barbarę Sadowską, działaczkę opozycyjną, która dzielnie znosiła śmierć syna.
– Głośno się nie skarżyła, samo spojrzenie mówiło co przeżywa. Milcząco przeżywała swój ból, nie tragizując, nie mając pragnienia zemsty – stwierdził ks. Sikorski.
Grzegorz Przemyk zmarł 14 maja 1983 roku w szpitalu w Warszawie, w wyniku obrażeń narządów jamy brzusznej. Przemyk trafił na komisariat, zatrzymany na placu Zamkowym, gdzie z kolegami świętował zdanie matury.
IAR