Odpust w klasztorze Franciszkanów w Kłodzku. Do zalanej świątyni wraca życie religijne. O 18:30 rozpocznie się uroczysta Msza święta z okazji wspomnienia świętego Franciszka z Asyżu. Świątynię udało się wstępnie doprowadzić do porządku.
– Jeszcze dwa tygodnie, trzy tygodnie temu to była makabra, tragedia, a dzisiaj kościół jest na tyle doprowadzony do porządku, że może w nim rozpocząć się życie duchowe, religijne. Będzie można przyjść na Mszę świętą, skorzystać z sakramentów świętych. Wiele osób potrzebuje tej sfery duchowej – mówi ojciec Ignacy Szczytowski, gwardian klasztoru.
Kłodzcy franciszkanie koordynują działalność pomocową w mieście i w okolicy.
– Przychodzą dary z całej Polski i zagranicy. Te dary są przekazywane dalej, począwszy od Stronia, Lądka, Radochowa, Trzebieszowic, Ołczychowic, Żelazna, Krosnowic, okolic Barda, okolic Kłodzka, Gorzanowa, Wilkanowa. Gdzie tylko słyszymy, że jest potrzebna pomoc, dzielimy się tym. Dlaczego? Ponieważ kiedy ogłosiliśmy, że potrzebujemy pomocy, poszedł cały hejt na Franciszkanów, bo tylko zbierają i chcą. Otóż nie, trzeba wiedzieć, że tym co dostajemy, tym dzielimy się ze wszystkimi – zaznacza gwardian.
Potrzeby osób poszkodowanych powodzią wciąż się zmieniają. O co proszą dziś?
– To są ciągle środki czystości, sucha żywność. W związku z tym, że jest coraz zimniej, to powodzianie pytają o kaloryfery, osuszacze czy nagrzewnice, czajniki bezprzewodowe, kuchenki mikrofalowe. Są pytania o lodówki i pralki – wymienia duchowny.
Kłodzko wciąż nie wróciło do normalności.
– Na razie to jest jedno wielkie sprzątanie miasta, sprzątanie ulic, na które zostały wynoszone wszelkie śmieci. Wtedy zostały sterty śmieci, które trzeba było jak najszybciej wywozić. Na dzień dzisiejszy plac naszego kościoła już jest czysty, zostaje tylko do zasypania dziura, którą wymyła woda – dodaje ojciec Szczytowski.
W mieście wciąż działają wolontariusze z różnych stron Polski i z zagranicy, wśród nich Karolina, która na co dzień mieszka w Anglii.
– Widziałam, co się dzieje w telewizji. Zawsze przeżywam to, co się dzieje w Polsce, mimo że mieszkam poza granicą, ten kraj jest mi bliski. No i po prostu chciałam pomóc. Jak dowiedziałam się, że jest miejsce, to kupiłam bilet i wsiadłam w samolot. Pracy tu jest mnóstwo, począwszy od układania darów w magazynie, obierania warzyw, a kończąc na skuwaniu tynków i wynoszeniu gruzu i sprzątaniu. Atmosfera jest naprawdę super. Wszyscy sobie pomagają, wszyscy są naprawdę bardzo, bardzo mili. Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy tu mieszkają. Wciąż mają pogodę ducha i zapał- opowiada.
Klasztor franciszkanów ucierpiał w wyniku fali powodziowej, która w połowie września przeszła przez Kłodzko. Obowiązuje tam stan klęski żywiołowej.
Wojciech Dudkowski
fot. P.W./wolontariusze Kłodzko