Powódź można było przewidzieć, choć trudno było się do niej przygotować – ocenił Gość Radia Warszawa, pasjonat meteorologii i obserwator przyrody Jarosław Turała. Podkreślił, że modele meteorologiczne wskazywały na zagrożenie od początku opadów.
– Można było to przewidzieć, ponieważ modele od pięciu dni od momentu rozpoczęcia się opadów już widziały ten incydent mocniejszego deszczu – zaznaczył.
Wody w rzekach nie powinno już przybywać.
– Już po wszystkim, jeżeli chodzi o opady deszczu, opady nawalne, które spowodowały wezbrania rzek i strumyków, przede wszystkim górskich. Biorąc pod uwagę masy śnieżnika na Dolnym Śląsku, gdzie spadło ponad 400 mm deszczu i ta woda gdzieś spływa, trafia do tych mniejszych rzek, które występują i zalewają miasta – dodał Jarosław Turała.
Do tak dużych opadów, które występują raz na kilkanaście lat, nie sposób się odpowiednio przygotować.
– Komentując już po wszystkim, można powiedzieć, że można było opróżnić ten zbiornik, można było coś zmienić. Pewnie to nie zaszkodziłoby, ale wiemy jak jest. Nie wiemy, czy przy tego typu opadzie na taką skalę, spuszczenie wody ze zbiornika mogłoby pomóc, natomiast nie zaszkodziłoby na pewno – podkreślił nasz gość.
Ilości wody były ekstremalne, trudno było nad nimi zapanować.
– Jeżeli mamy ten progres szybkiego podnoszenia się wód i gdzieś w prognozach władze czyli np. IMGW między innymi ostrzegają, że jest możliwość wystąpienia powodzi, bo jednak prognoza opadów jest na tyle duża, że trzeba się z tym liczyć., to w przypadku miejscowości, chociażby Kłodzka, tam jest zabudowana rzeka i musielibyśmy postawić 12 metrowy mur w górę w całym korycie rzeki, żeby ta woda jak wylewa, nie zalała miasta – powiedział Jarosław Turała.
W związku z powodzią w powiatach województwa opolskiego, dolnośląskiego i śląskiego wprowadzono stan klęski żywiołowej.
Cała rozmowa Bartłomieja Graczaka z Jarosławem Turałą: